Dueodde
Następnego dnia, zgodnie z prognozą, wiał zachodni wiatr. Znów pojawiły się spore fale, które gnały nas w kierunku południowym. Po drodze zawinęliśmy do Arnager, następnie Boderne. Naszym celem była strefa piaszczystych plaż Dueodde, która jest znana z bardzo drobnego białego piasku, używanego ongiś do produkcji klepsydr. Obszar ten ma około 30 kilometrów długości i miejscami prawie dwa kilometry szerokości. Nad tym terenem góruje latarnia morska Dueodde Fyr. To był nasz punkt orientacyjny w czasie wiosłowania wzdłuż południowego krańca Bornholmu.
Latarnię zobaczyliśmy niedługo po opuszczeniu Boderne. Wyłoniła się nagle zza piaszczystych wydm. Płynęliśmy szybko, w dość znacznym oddaleniu od brzegu, a fale gnały nas do przodu. Mieliśmy dobry zachodni wiatr, silny, ale już wtedy korzystny. Nie znaczy to, że płynęło się łatwo. Naszą uwagę przykuwały spiętrzające się grzywacze. One z łatwością mogły wywrócić kajak. Musieliśmy bardzo uważać na wiatr i na pojawiające się przed nami płycizny. Tam fale były szczególnie wysokie, szybkie i niebezpieczne. Wiedzieliśmy, że momentem zwrotnym tego dnia będzie minięcie latarni Dueodde. To za nią lina brzegowa skręcała, dając nam osłonę przed wiatrem. Tak stało się późnym popołudniem, wtedy fale stopniowo wygasły, zrobiła się flauta, a my wylądowaliśmy na dzikiej plaży.
Nexo
Rozbiliśmy się na plaży Dueodde. Woda lśniła po horyzont, a linia brzegowa wiła się pośród płycizn. Patrzyłem w bezkres morza, zastanawiając się, co przyniesie nam następny dzień. Szła kolejna zmiana pogody i silne dla nas bardzo niekorzystne wiatry,
tym razem południowo-wschodnie. Zatrzymaliśmy się w Nexo. Następnego dnia rano zwodowaliśmy kajaki i znów musieliśmy zmierzyć się z morzem. Fale i przeciwny wiatr przyszły wcześniej, niż się spodziewałem. Niebo było stalowo sine, a nad głowami kłębiły się ciemne chmury. Kolejny raz przedzieraliśmy się przez fale. Najtrudniejsze warunki spotkaliśmy w strefie portowej Nexo, która była chroniona kamiennym falochronem. Od niego odbijały się grzywacze, tworząc wodne kolebki.
Przed wejściem do portu przecięliśmy jeszcze zatokę koło Nexo. Niestety wiatr wypiętrzył w tym miejscu wysokie fale, które gnały do główek portowych, a następnie z impetem rozbijały się o nie. Płynęliśmy grupą, w szyku, asekurując się nawzajem. Łodzie pojedynczo wchodziły do portu. U jego wejścia zatrzymałem się na chwilę i patrzyłem jak wpływają nasze kajaki. Za ostatnim zrobiłem zwrot i na fali wsunąłem się do portu. Obejrzałem się za siebie… nasza kajakowa wyprawa domknęła się, a spienione morze pozostało za nami. Odetchnąłem z ulgą, to była niesamowita przygoda!
Piotr Owczarski
Komandor spływu